Kupowanie opinii

Sprawa jest znana i pisanie o tym to nic odkrywczego. Ale trzeba o tym pisać i ciągle uświadamiać w tym względzie ludzi.

O ile łapanie się na takie kupione opinie przez moją mamę mnie nie dziwi, to niepokoi mnie nie odróżnianie kupionych opinii od opinii prawdziwych przez młodzież – bardzo mnie niepokoi.

Otóż, mój syn szuka kursu przedmaturalnego, aby dobrze przygotować się do rozszerzonej matury. Jego kolega znalazł jedną firmę, zapisał się i namawiał syna. No to pytam, czy zna tę firmę, czy ktoś z jego znajomych z jej usług korzystał. Okazało się, że nie, ale opinie w Internecie ma dobre.

Zajrzałem więc do tych opinii i na pierwszy rzut oka widzę, że trefne – tak maturzyści nie piszą. To po pierwsze. Po drugie, jeśli ktoś korzystał z jakichś usług, produktów, to podaje jego cechy, wady, zalety, a nie pisze tylko, że jest wspaniale i super mnie przygotowali do matury. Po trzecie, w opiniach Google profile opiniujących muszą wyglądać na autentyczne – a nie jak popularne imiona i nazwiska bez żadnych zdjęć i w dodatku wszystkie zrobione na jedną modłę. I po czwarte, trudno uwierzyć w to, że osiemnastolatkowie, którzy niby uczestniczyli w kurach maturalnych robili zakupy w tych samych sklepach z ceramiką łazienkową i leczyli się w tej sieci dentystów.

Z pierwszego screena możecie dojść o jaką firmę oferującą kursy maturalne chodzi. Nobliwa nazwa, ale opinie kupione. Firmy, które te opinie wystawiły zapewne zauważyły, że ludzie mogą na podstawie innych opinii użytkowników zobaczyć, że to oszustwo i już najnowsze profile ich produkcji nie zezwalają na przeglądanie innych wystawionych przez te fake profile opinii.

Zdecydowanie Google na takie ukrywanie swoich oszustw nie powinno pozwalać. Poniżej tylko kilka przykładów. Oszuści i tyle.

Mam nadzieję, że to co napisałem nie będzie służyć internetowym oszustom, aby lepiej oszukiwać, ale zwykłym użytkownikom Internetu, aby na te ich oszustwa nie dawać się nabierać. Pisanie prac za kogoś to też, oczywiście, oszustwo (żeby mnie ktoś nie posądził o hipokryzję).

Poczta Interii

Korzystam z poczty Interii o samego początku istnienia tego portalu. Mam swój jeden główny mail, za który płacę, aby nie dostawać spamu i móc przekierować pocztę na inny adres.

Pocztę na Interii zawsze bardzo lubiłem, na różne potrzeby miałem tam przez ponad 20 lat kilkadziesiąt różnych adresów – co było przydane kiedy Interia oferowała jeszcze darmowy hosting na swoje strony (wraz z subdomenami w.interia.pl, fm.interia.pl, strefa.pl).

No, więc, mam tam płatne konto pocztowe i od jakiegoś czasu mam z nim problem. Nie korzystam z niego zbyt często, ale czasami muszę, jest mi do jednej rzeczy potrzebne. I niestety, nie mogę wysyłać maili z komputera dopóki nie zmienię ustawień poczty na stronie www. W ustawienia jest tam opcja „korzystam z programu pocztowego” – oczywiście, zaznaczam ją na „tak” i przy takim ustawieniu poczta z mojego komputera idzie w świat.

Problem z tym, że te ustawienia bez mojej ingerencji po jakimś czasie wracają na „nie”. I znowu nie mogę wysyłać poczty. Muszę wchodzić na stronę www i zmieniać ustawienie. I tak w koło Macieju.

Postanowiłem opisać swój problem Interii – w końcu płacę za konto. Zrobiłem to 27 lutego z samego rana. Odpowiedź dostałem dzisiaj w nocy. Nie śpieszyli się.

Żeby jeszcze chociaż problem rozwiązali. Ale nie, napisali coś tak idiotycznego, że aż usiadłem do pisania tego, co właśnie czytacie. Napisali tak:

Prosimy w programie pocztowym również skonfigurować poczte przychodzącą za pomocą np. protokołu Imap

Tak, jakbym mógł wysyłać wcześniej pocztę bez konfiguracji programu pocztowego. Dziecko z przedszkola mi odpisało? Raczej nie, więc problem może tkwi w umiejętności posługiwania się językiem polskim przez mojego interlokutora, w słabo rozwiniętej umiejętności. Może jakby wyrzucić „np.” z jego wypowiedzi, to wiadomość nabierze sensu? Tak pomyślałem i odpisałem, że mój program pocztowy nie korzysta z protokołu IMAP, tylko z POP3 i SMTP. W sumie powinien to wiedzieć, bo przy zgłaszaniu problemu podałem nazwę swojego programu pocztowego.

I w ogóle dziwne – czego już nie napisałem – czemu pisze o konfigurowaniu poczty przychodzącej skoro problem jest z wychodzącą? A w zasadzie nie z ustawieniami mojego programu, tylko z ustawieniami Interii.

Ciekawe, czy na kolejną wiadomość też będę czekać kilkanaście dni.

AKTUALIZACJA 19.03.2021

Dostałem kolejną wiadomość, tak wygląda:

Powodem wyłączenia aktywacji programu jest korzystanie tylko z SMTP. Prosimy jednocześnie korzystać z protokolu Imap, ewentualnie POP3.

Odpiszę tak:

Szanowni Państwo,

nie wiem kto odpowiada na moje uwagi, ale odpowiedzi są poniżej krytyki. Poproszę o kontakt z kierownikiem.

Korzystam z POP3. Po jakimś czasie bezczynności – gdy nie wysyłam maili ze swojej poczty – pojawia się problem, z którym się właśnie zgłaszam – Państwa system wyłącza mi możliwość wysyłania maili z programu pocztowego.

Fachowa odpowiedź od Państwa wyjaśniałaby po jakim czasie to się dzieje (na pewno jest to okres krótszy niż dwa tygodnie). A najlepiej, jakby zmienili Państwo swoje ustawienia, żeby nie musiał za każdym razem wchodzić na stronę internetową i włączać opcję „tak” po raz kolejny.

Problem jest po Państwa stronie, a nie po mojej.

Proszę o kontakt z kierownikiem.

Odpisałem. Oczywiście, żeby wysłać tę wiadomość musiałem najpierw wejść na stronę internetową Interii – tam zalogować się do swojej poczty, zmienić ustawienia i dopiero mail poszedł.

AKTUALIZACJA 1.04.2021

Minęły kolejne dwa tygodnie (prawie) i dostałem odpowiedź, która – jaka jest każdy sam przeczyta. Generalnie, więcej pytań nie mam.

Szanowny Panie

Systemy bezpieczeństwa poczty wykrywają tego typu działanie, gdzie tylko jest wykorzystywany kanał Smtp ( bez jednoczesnego użycia pop3 lub imap ). Działanie takie jest podobne do działania wirusa, czyli do rozsyłania wiadomości.

Przykro nam, ale nie możemy dla Pana zrobić wyjątku i wyłączyć globalne zabezpieczenie.

Czyli wyłączają po jakimś czasie. Nie napisali po jakim, ale już mi się dopytywać nie chce. Ok, taki urok poczty na Interii.

Allegro – samozwańczy obrońca moralności

Napisał do mnie gość pytając się czy mam może jeszcze do sprzedania rzecz ze starej aukcji. Nie miałem, ale odpisałem mu grzecznie, że nie mam i napisałem dlaczego nie mam. Użyłem języka potocznego, trochę emocjonalnego – takiego jak lubię. No i fajnie.

Po kilku minutach dostałem jednak wiadomość od Allegro, że to, co napisałem nie może być przekazane do adresata.

Jprdl, przecież nie obrażałem shefly, posłużyłem się po prostu zwykłym językiem. No weźcie, mogę sobie przecież napisać np. o jebanej złodziejce i nic Allegro do tego. To mama mogła mi zwracać uwagę na słownictwo, a nie jakiś prywatny serwis. I jeszcze skanują moje maile. Obrońcy moralności w odbyt posuwani.

Komenda site: nie pokazuje wszystkich zindeksowanych stron

Tak, jak w tytule – po wpisaniu komendy site: w wyszukiwarce Google w wynikach nie pokazują się wszystkie zindeksowane strony danej domeny, subdomeny. Na przykład wpisując w wyszukiwarce „site:sluchanie.wordpress.com” otrzymujemy wynik 4:

Z drugiej strony wiem, że w Google ten serwis ma zindeksowanych o wiele więcej stron – można to nawet samemu sprawdzić wpisując fragment tekstu jednej z tych stron – „Pewien wędrowiec, tak opowiada bajka wschodnia, szedł sobie drogą”:

Jak widać, w wynikach wyszukiwania pokazuje się strona sluchanie.wordpress.com>2020/06/04>iii-do-walki-z…, która w pierwszym wyszukiwaniu nie była uwzględniona. Skąd się to bierze?

Gdyby to był odosobniony przypadek, to myślałbym, że problem tkwi w danym serwisie. Ale mam to samo z kilkudziesięcioma innymi stronami i to nie tylko w darmowych serwisach. Ale z kolei w setkach innych wszystko jest ok. Przyznaję bez bicia, że zwyczajnie nie wiem.

Myślałem w pewnym momencie, że strony przechodzą jakieś kwarantanny, ale w Google Search Console nic takiego nie widać.

Myślałem też, że może to być związane z unikalnością treści, ale tak samo nie widać stron o wątpliwej unikalności, jak i tych zwyczajnie napisanych bez spoglądania na inny tekst – a więc w stu procentach niepowtarzalnych.

Myślałem też w pewnym momencie, że może chodzić o indeksowanie dla stron mobilnych i komputerowych, ale tak samo sprawa wygląda, gdy przeprowadzam ten „test” na smartfonie.

Po prostu nie wiem. Jak ktoś wie, niech podzieli się wiedzą w komentarzach, a ja będę interesował się tematem dalej.

Nowa cenzura

Odwiedzam codziennie setki stron internetowych i jakie wczoraj moje zdziwieni było, gdy wchodząc na strony z domeny scienceontheweb.net zamiast nich wyświetlał się poniższy komunikat:

Myślę – no, może dana strona została zhakowana i stąd ten komunikat – więc dla potwierdzenia tej tezy próbuję wejść na inne strony podpięte pod tę domenę:

ruda-slaska.scienceontheweb.net

kursjezykowykrakow12.scienceontheweb.net

biznesowa-nauka.scienceontheweb.net

arturstachura.scienceontheweb.net

Niestety, komunikat jest ten sam. Cała domena zhakowana? Domena scienceontheweb.net należy do jednego z większych światowych serwisów hostingowych awardspace.com, który oferuje bezpłatny hosting: „Bezpłatne usługi hostingowe AwardSpace dają każdemu możliwość stworzenia strony internetowej, promowania sztuki, biznesu i poznania tajników sieci„.

Serwis oferuje stworzenie swoje strony na darmowych subdomenach w domenach atwebpages.com, mypressonline.com, mywebcommunity.org, myartsonline.com, getenjoyment.net, medianewsonline.com, mygamesonline.org i kilku innych. Strony na atwebpages.com, mypressonline.com, mywebcommunity.org działają ok, ale już w przypadku myartsonline.com jest to samo, co w przypadku scienceontheweb.net – dostęp do stron blokuje „tarcza”.

Pierwsze moje odczucie, to:

ja pierdzielę, myślałem, że takie rzeczy tylko w Chinach!

Prywatna firma, największy w Polsce dostawca Internetu, ze znanych sobie tylko powodów zablokował ludziom strony internetowe, a czytelnikom dostęp do nich. To się nazywa cenzura.

Zapewne któryś z milionów użytkowników na świecie zamieścił na swoje stronie jakieś malware, ale to nie powód, aby blokować strony milionom ludzi w Polsce. Przecież na łączach Orange dostęp do Internetu ma większość polskich internautów. Oni w tej chwili nie mogą zajrzeć na te strony.

Cenzura, jak nic. Takie działania powinny być karane więzieniem. To jest odebranie milionom ludzi wolności w dostępie do treści w Internecie! I najbardziej mnie wkurza, że to w imię ich dobra. Największe zbrodnie na świecie były robione w imię dobra. Ograniczenia wolności sprzedaje się ludziom, że robi się to dla ich bezpieczeństwa.

Takie było moje pierwsze odczucie. Oczywiście, zdawałem sobie sprawę, że można obejść to zabezpieczenie np. łącząc się przez proxy z innego kraj. Tak też zrobiłem, połączyłem się przez serwer holenderski.

I okazało się, że strona scienceontheweb.net faktycznie została zhakowana, pojawił się na niej komunikat, że domena jest na sprzedaż 🙂

Trochę to ostudziło moje emocje, ale nie do końca – nie o zhakowaną stronę mi w tym wpisie chodzi, nie po to opowiadam tę całą historię – ale chodzi mi o to, że to jest cenzura – zwykły użytkownik nie podejmie trudu łączenia się przez proxy, pewnie nawet może być wdzięczny, że dobra firma dba o jego bezpieczeństwo.

Ta zhakowana strona wcale nie kieruje na stronę facebook.com. Prawdopodobnie może stanowić jakieś zagrożenie, ale to nie znaczy, że mam mieć przez jakąś instytucję zablokowany do niej dostęp. Bo ja nie wiem, co będzie następne. Jak tak łatwo wyłączają dostęp do jednej strony, to równie dobrze można wyłączyć dostęp do strony poczytnego blogera, albo organizacji pozarządowej.

Wkurzony połączyłem się z czatem Orange. Najpierw „sztuczną inteligencję” musiałem przekonać, że nie jest mi w stanie pomóc i że chcę rozmawiać z człowiekiem. Bardzo się bronił, ale w końcu dał za wygraną.

Pierwsza konsultantka mogła tylko stwierdzić, że mój prywatny Internet nie ma Cyber Tarczy i nie ma co wyłączyć. Druga po kilkuminutowym sprawdzeniu stwierdziła, że była założona kwarantanna, ale, że żadnych blokad już nie ma, że zostały zdjęte i trzeba tylko chwilę poczekać. Rozumiem, odświeżanie rekordów DNS też chwilę trwa. Uspokojony zakończyłem rozmowę.

I dzisiaj – z myślą, że blokady już nie ma – wybieram adres strony, poddomeny scienceontheweb.net… I, ku…, jest nadal. Ja pierdzielę.

Na czat w tej chwili nie ma ochoty, napisałem do nich (CERT Orange Polska) maila. Czekam na odpowiedź.

I na koniec, jeszcze był rozumiał, że wyświetla się taki komunikat, jak się wyświetla, ale powinna być możliwość odwiedzenia danej strony na własne ryzyko. Tak, jak ma Google, gdy wpiszemy adres z https, a strona nie ma SSL.

Jest ostrzeżenie i wchodzisz na własne ryzyko. W przypadku „tarczy” Orange nie ma takiej możliwości. Ktoś dla Twojego bezpieczeństwa uzna, że nie powinieneś oglądać tych treści i dupa blada. Nie obejrzysz.

 

Dodawanie bloga WordPress.com do Google

Ostatnimi czasy zaobserwowałem, że Google ma problem z indeksowaniem nowych stron. Założyłem jeden blog na WordPress.com kilka miesięcy temu i mimo to, że jego wpisy są unikalne, to nie ma ich w Google. Pewnie pandemia i Google oszczędza – ludzi, łącza, nie wiem, cokolwiek. Taki Facebook lojalnie informuje, że oszczędza. Z informacjami od Google się nie spotkałem, ale też nie szukałem.

Nie pomogło też dodanie linków w różnych miejscach. Nie były to jakieś bardzo popularne i często odświeżane miejsca, ale było ich kilkanaście. Minęło kilka miesięcy i nic. Międzyczasie założyłem też inne blogi – już na swoich serwerach i też nic się nie działo w kwestii indeksacji.

Trudno czekać miesiącami aż Google zauważy twojego bloga. Przecież blogi są po to, aby ludzie je czytali. Skąd mają wiedzieć, że w ogóle istnieją. No, z Google. A Google te blogi ma ostatnio w dupie. Te blogi na swoich serwerach dodałem do Google Search Console, a z tym z WordPressa czekałem. Trzy bite miesiące dzisiaj minęły. No, Google, co ty ostatnio odstawiasz?

Okazuje się, że nie musiałem czekać, że też mogłem dodać ten blog do Konsoli. Wyszedłem na laika.

Najpierw odwiedzasz swoje konto w Google Search Console i tam dodajesz nową usługę – adres URL swojego swojego bloga WordPress.com:

Oczywiście, dodajesz z prawej strony – jako Prefiks adresu URL. Jak klikniesz dalej, to pojawi się poniższy ekran:

Nie wybierasz Zalecanej metody weryfikacji, ale pierwszą z Innych metod weryfikacji – Tag HTML. Kopiujesz ten tag i teraz przechodzisz do Kokpitu administracji swojego bloga na WordPress.com. Tam wybierasz Narzędzia->Dostępne narzędzia i masz tam Narzędzia weryfikacji stron:

Skopiowany wcześniej tag wklejasz w miejscu Google Webmaster Tools i klikasz Zapisz zmiany. Jeśli pójdzie coś nie tak, to możesz skopiowany tag wkleić najpierw do Notatnika:

<meta name=”google-site-verification” content=”0s6xxxx8_kk8Zz9GDxxxTMY4″ /> i stąd skopiować tylko content, który później wklejasz miejscu Google Webmaster Tools. Teraz po kliknięciu Zapisz zmiany już wszystko musi być ok.

Oczywiście, na koniec w Google Search Console klikasz jeszcze Weryfikuj.

Ale jak teraz dodać mapę strony?


Aktualizacja 2023

Wraz z nowymi wersjami WordPressa zmienił się też trochę interfejs – teraz po wybraniu narzędzi musimy jeszcze kliknąć „Aktywność na witrynie”:

Przy okazji odkryłem, że gdy wykupimy płatne przekierowanie na swoją domenę, to, niestety, konsola Google przestanie widzieć naszą stronę.

Weryfikacja tagu HTML się nie udaje. A tylko taką mamy dostępną w ramach darmowego konta.